Rok 1984
Urodziłam się w Warszawie. Była zima i „wtórny wyż demograficzny”.
Miejsce w przedszkolu dostałam „po znajomości”. W podstawówce było nas ponad 30 w klasie. Żeby dostać się do renomowanego liceum musiałam pokonać 3-4 innych uczniów. Na wybrane przeze mnie studia było około 5 kandydatów na miejsce.
Wybrałam te humanistyczne. Przy milczącej zgodzie rodziców.
Nie chcieli obdzierać mnie ze złudzeń i marzeń. Oni, tak samo jak i moi profesorowie, wierzyli i utwierdzali mnie w przekonaniu, że praca powinna być moją pasją, a nie przykrym obowiązkiem.
Dzisiaj wiem, że wszyscy się pomyliliśmy.
Mamo, tato, pomyliliśmy się.
Rację ma Premier Tusk.
Ja powinnam była zostać spawaczką!
Może gdybym nie dokonała tych wszystkich, jak mi sie wydawało, elitarnych wyborów, dzisiaj byłabym dobrze zarabiającą spawaczką, a nie bezrobotnym fotografem, kulturoznawcą.
Gdy dziesięć lat temu zaczynałam studia, nie wiedziałam, i nikt tego nie wiedział, że po ich ukończeniu będę nieustannie informowana o kryzysie gospodarczym. Magiczne słowo „kryzys” zaklęło i przeklęło rzeczywistość, w której żyję (my). Rozmowa o pracę to nie jest egzamin, na którym liczy się rzetelna wiedza. Nie wiem, według jakich kryteriów funkcjonuje świat, w którym żyję. On wymyka się skali od niedostatecznego do celującego.
Tymczasem brak pracy, to juz nie to samo, co dwója w indeksie. Bezrobocie jest często przyczyną dramatów. A to w ostatnich latach, wśród moich rówieśników, dramatycznie wzrasta.
Dlatego pakujemy walizki i wyjeżdżamy. I często pakujemy się w kolejne kłopoty.
Wczoraj w kinie Muranow rozpoczął się Międzynarodowy Festiwal Filmów o Handlu Ludźmi. Dzisiaj i jutro można oglądać filmy o różnych jego aspektach i przejawach współczesnego niewolnictwa.
Po projekcji dokumentu „Mocne kobiety – historie o handlu ludźmi” inaugurujacym Festiwal, Hanka Mongar opowiadała o holenderskich fabrykach, w których niewolniczo pracują Polki. Przemysł pieczarkowy posluzyl za przykład do opisania obozów pracy, w których kobiety pracują kilkanaście godzin na dobę. Śpią 4-5 godzin. Zarabiają tak, bo nie mają innego wyboru. Bo nie mają alternatywy.
Fundacja La Strada zajmuje sie ludźmi z ulicy i na ulicy. Tych, którzy stracili swój dom (ten realny i mentalny – Polskę) i wiarę w to, ze w ich ojczyźnie może być lepiej, niż w holenderskim obozie pracy.
To festiwal o ludziach bez „dachu nad głową”. Zycie bohaterów prezentowanych na festiwalu filmów, podopiecznych fundacji La strada, to cos więcej niż mecz. To gra o ich życie, a nie piłkarski honor.
Dlatego wczoraj, gdy na stadionie wszyscy mokli, ja siedziałam w sali kinowej i oglądałam światy, w które trudno uwierzyć, że istnieją, tak blisko nas. Tak blisko mnie.