– „Gdy z uwagą i cierpliwością opiszesz życie twojej wioski, opiszesz świat cały”. Nigdy, nigdzie i znikąd nie otrzymałem bardziej uniwersalnej inspiracji. Staram się w mojej pracy dokumentalisty zawsze o tych słowach pamiętać – powiedział w poniedziałek Kazimierz Karabasz, cytując Lwa Tołstoja.
Podczas uroczystości w Teatrze Polskim Kazimierza Karabasza nagrodzono gorącą owacją. Tymczasem media zaczęły dociekać – Kim jest ten człowiek, którego Bogdan Zdrojewski nazwał bogiem?
„Skopiuj” i „wklej” – „boga” i „ojca”
To „ojciec dokumentu” – piszą gazety. Ten „podniosły” tytuł uzupełniają informacje – gdzie się urodził, gdzie uczył, jakie filmy zrealizował, za co dostawał nagrody. „Skopiuj”, „wklej”. Wszędzie to samo. – Teraz świat się otworzył. Festiwali jest masa. Otworzył się też worek z tymi nagrodami, tytułami. To jest zawracanie głowy, bo w gruncie rzeczy bardzo często nagradza się efekciarstwo – powiedział w 2010 roku Karabasz.
Tym razem jednak Orłem nagrodzono wyjątkową cierpliwość i wrażliwość, której dzisiaj, w pośpiechu i zgiełku mediów tak bardzo brakuje. Zobaczono bohaterów niezwykle zwykłych.
– Życie można nie tylko zobaczyć, ale zaobserwować. Nie tylko stwierdzić, że coś jest, ale także zobaczyć jakie to coś jest” – powiedział Karabasz w rozmowie z profesor Szkoły Filmowej, Wandą Mirowską.
„Cierpliwe” spojrzenie na drugiego człowieka
Filmy Karabasza to montaż momentów, wyczekanych i zaobserwowanych w szarej, z pozoru błahej codzienności. Na fali odwilży 1956 roku pokazywał patologie polskości. Zerwał z propagandowym fałszem ówczesnego kina socrealistycznego. Wnikliwie obserwował otaczającą go rzeczywistość. „Cierpliwym okiem” patrzył na ludzi i tak ich opisywał. Nieśpiesznie.
„Cierpliwym okiem” („Cierpliwe oko”, to książka w której reżyser opisał wszystkie etapy pracy nad dokumentem „Przenikanie”) na świat filmowy spojrzałam i ja. Weszłam w świat dokumentu. W pociągu z liceum na studia, z Warszawy do Łodzi, czytałam o studentkach warszawskiej SGGW, pochodzących z lubelskiej i białostockiej wsi.
Prawda o człowieku
Niedługo potem na świat filmowy spojrzałam „niewyszkolonym okiem” Stana Brakhage’a. To zderzenie dokumentu z jego naturalizmem i awangardy, z jej próbą dotarcia do esencji widzianego, zaowocowało wyczuleniem na fałsz i tęsknotą za prawdą. Te dwa wątki stały się tematem mojej pracy dyplomowej w łódzkiej Szkole Filmowej. Nie wierzyłabym w sens doszukiwania się prawdy, gdyby nie te słowa profesora łódzkiej uczelni:
„Myślę, że zawód dokumentalisty polega na szukaniu drobnych elementów składających się na – mówiąc nieskromnie – prawdę o człowieku. Uważne obserwowanie i gromadzenie szczegółów, z których składa się życie, jest w stanie taką prawdę uchwycić. Choćby fragmentarycznie, choćby jakiś jej błysk. Jeśli poważnie traktuje się film dokumentalny, poszukiwanie owych drobin jest istotnym powodem zajmowania się dokumentem. Innego nie potrafię dostrzec.”
Reżyser decydujących momentów
Karabasz mówi o „drobiach”. Ja nazwałabym je po bressonowsku „decydującymi momentami”. Tak jak Cartier Bresson aparatem fotograficznym, tak Karabsz kamerą rejestruje ułamki zdarzeń, które budują portret człowieka. Jego dokument to zawsze fragment większej całości. Fragmentami widział i rejestrował, a pokazywał coś większego.
Tym większym była rzeczywistość PRL-u. Tym mniejszym człowiek. I tym człowiekiem i prawdzie o nim, te filmy sie bronią.
Bronią przed powierzchownością informacji, którą media przedstawiają nam jako esencję wydarzeń. W filmach Karabasza, ta esencja ociera się o uniwersalizm. O uniwersalną prawdę na temat „naszej wioski”. I choć, jak mówi reżyser „prawda to słowo, które trzeba zawsze ujmować w podwójny cudzysłów” to on nieustannie szukał i skutecznie zbliżał się do niej. Dlatego muszę powtórzyć za ministrem Zdrojewskim – Panie Kazimierzu, „w dokumencie jest pan bogiem. I bardzo panu za to dziękuję”.