We Włoszech bardzo często pytano mnie – jesteś z prawa czy z lewa? Odpowiadałam, że z Polski.
Włosi, w odróżnieniu od nas, są genetycznie skażeni polityką. W małych miejscowościach się wie, kto jest z jakiej rodziny. Poglądy polityczne dziedziczy się. Tak jak uwielbienie dla igrzysk. Tymczasem Włochom trzeba chleba. Pogrążeni w kryzysie, zniecierpliwieni polityką zaciskania pasa przez rząd Mario Montiego, po raz kolejny wybrali igrzyska. I zagłosowali na Silvio Berlusconiego.
W poprzednich wyborach wszyscy nucili melodię spotu wyborczego partii „Lud Wolności”. „Meno male che Silvio c’è” (na szczęście/dzięki Bogu, jest Silvio) podśpiewywali i wrzucali głosy do urny wyborczej.
Gdy kilka dni temu ktoś zapytał mnie, jaki wynik wyborów przewiduję, odpowiedziałam, że wygra boski Silvio. Żartowałam. Przekonana, że nie udało mu się odbudować zaufania Włochów zaledwie w trzy miesiące. Że Włosi jeszcze pamiętają procesy, w których jest oskarżony o korupcję, korzystanie z usług nieletnich prostytutek, zabawy bunga-bunga.
Że mają do niego pretensję o trzydziesto procentowe bezrobocie wśród młodych i kryzys finansowy Włoch – efekty polityki partii Lud Wolności.
Z tych powodów jesienią 2011 roku Berlusconi i opozycyjna centrolewica poparła technokratyczny gabinet Mario Montiego. To on, w przeciągu kilku miesięcy pomógł Rzymowi odzyskać wiarygodność i zaufanie Unii Europejskiej. Ale to on, wprowadził cięcia w budżecie, które szybko zniechęciły Włochów. Dlatego były komisarz UE, stracił poparcie w parlamencie. I dlatego w ostatnich wyborach zdobył zaledwie 10,54 głosów (wyniki podaję za Corriere Della Sera)
Włosi nie lubią zaciskać pasa.
Jak sie okazuje wciąż imponuje im Berlusconi. Jego bogactwo, uwielbienie kobiet i rozrywkowy styl życia. Chętnie śledzą jego losy. Jak w spektaklu. Jak w telenoweli. Nie zrażają się kolejnymi aferami. Wybaczają mu wszystkie potknięcia. I głosują.
Głosują czarowani obietnicą o lepszym życiu, które ma zagwarantować człowiek zapewniający, że odejdzie od polityki cięć i oszczędności. Odda im pieniądze, które zabrał Mario Monti i wprowadzony przez niego podatek za pierwszy dom.
Człowiek, który cieszy się życiem, i miłością kobiety o 48 lat młodszej.
Człowiek, którym chciałby być każdy Włoch. O którym marzy każda Włoszka.
Człowiek produkt.
Silvio Berlusconi jest produktem marketingowej kampanii.
I ludzie go kupują.
W tym roku do urn wyborczych poszli przekonani, że Lud Wolności będzie wysoko niósł nową flagę. Lud wolności nie poddaje się i się nie podda. Walczy o prawdę. Nie wie co to zazdrość i nienawiść. Nie ma uprzedzeń. Wierzy w wolność i Włochy. I wspólne marzenie, które się zrealizuje, bo to, co dobre zawsze wygrywa. To, co dobre gwarantuje Lud Wolności.I Silvio Berlusconi, który jest autorem tekstu do piosenki wyborczej, którą przywołałam.
Od tego marzenia dzieli Silvio i Lud Wolności zaledwie ułamek procenta.
Ostateczie wybory do Izby Deputowanych wygrała lewicowa koalicja Piera Luigiego Bersaniego, która zdobyła 29,54 proc. głosów. Prawicowa Silvio Berlusconiego 29,13 proc.
W tej sytuacji nikt nie ma większości potrzebnej do rządzenia. A Bersani, w pierwszym powyborczym komentarzu powiedział, że dla niego jest oczywiste „kto nie ma większości rządzącej nie może mówić o wygranej. Nie wygraliśmy choć zajęliśmy pierwsze miejsce i to jest powodem mojego wielkiego rozczarowania”.
Bersani jest rozczarowany, a Włosi mają to, czego chcieli – rozrywkę uatrakcyjnioną obecnością komika Beppe Grillo i jego partię Ruch Pięciu Gwiazd, która zdobyła 25,55 procent poparcia.
Wygąda na to, że we Włoszech (dopiero) zaczynają się igrzyska.